MTB Trophy czyli jak oddzielić mountainbikerów od posiadaczy rowerów górskich
Źródło: Dorota Juranek, Michał Ficek
14 Jun 2012 21:21
tagi:
Gomola, MTB Trophy, Istebna
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Najtrudniejsza polska etapówka MTB za nami. Dwoje naszych zawodników relacjonuje ten wyścig z różnych miejsc w peletonie. Przeczytajcie, jak widzieli to Dorota Juranek (257 open) i Michał Ficek (36 open).

Prolog

Mamba:
Cała historia zaczęła się w styczniu. Niejaki The Prezes zapytał, kto w tym roku ma zamiar sprawdzić się w kultowej już etapówce MTB Trophy.
W planach na ten sezon miałam maratony na dystansie mega, więc Trophy i obciążenie z nim związane było jakby nie po drodze.

Ale cóż – raz się żyje – stwierdziłam i wpisałam się na listę startową.
Celem było przyjechanie wszystkich etapów i koszulka finiszera, wynik był nie ważny.
Ważne było by stawić czoła wszystkim trudnościom, jakie staną przede mną przez te cztery dni.

MTB Trophy


Ficu
Obecny sezon w moim wykonaniu jest dość specyficzny - jestem na etapie poszukiwania swoich mocnych stron i ukierunkowania się w konkretnej odmianie kolarstwa górskiego. Za moje plany startowe na początku sezonu oberwało mi się od Daniela (Dyrektora Sportowego), jednak pozostałem nieugięty. Nic więc dziwnego, że zdecydowałem się na start w etapówce, która jak żadna inna potrafi oddzielić kolarzy górskich od posiadaczy rowerów górskich. Bezpośrednim celem było samo ukończenie zmagań i nabranie doświadczenia, jednak oczywiście osiągnięcie jak najlepszego wyniku było dla mnie nie mniej ważne.


Stage I

Mamba:
Pierwszy dzień to wielka niepewność. W głowie mnóstwo myśli na minutę. Pogoda dopisuje, więc problem kiepskich warunków na trasie odpada. Dużym wsparciem jest silna ekipa Gomola Trans Airco i Synergi. Czuję się jak w profesjonalnym teamie i wiem, że w razie jakichkolwiek kłopotów mogę na nich liczyć. Klimat miasteczka startowego robi swoje. Wiele zagranicznych zawodników i mocna polska ekipa. Jednak dla mnie to nie problem, ja będę zamykać stawkę, więc co najwyżej zobaczę w jakim czasie tą samą trasę przejeżdża elita. Gdy przychodzi czas ustawienia się na starcie – niespodzianka – kobiety mają swój sektor, można więc zobaczyć z kim przyjdzie nam się ścigać lub współdzielić męki na trasie.

Marek odlicza - pięć, cztery, tree, two, one i start – zaczynamy zabawę. Start spokojny, ludzie nie szaleją, jak na maratonach. Każdy ma w głowie cztery dni wyścigu, a nie tylko najbliższe kilka godzin. Ja także na zupełnym luzie pokonuję pierwsze kilometry. Najgorszym pomysłem jest wypruć się pierwszego dnia. Jadę swoje wiedząc, że ten etap to dopiero rozgrzewka. Sporo asfaltów, mało trudności technicznych pozwala na kontrolowanie poziomu wysiłku. Wjazd na Skrzyczne to niczym nad Gardą, powolne i konsekwentne zdobywane kolejnych metrów przewyższenia. Zjazdy szybkie i kamieniste. Nie brakuje jednak i przygód. Gdzieś na samym początku zamiast ominąć jedną z nielicznych kałuż postanawiam przejechać jej środkiem. Kałuża okazuje się jednak podstępna i wykonuje pierwsze OTB od dobrych kilku miesięcy, lądowanie jednak jest miękkie. Błotko skutecznie łagodzi upadek, a moje białe rękawiczki zmieniają kolor na brunatny. Tego dnia zwracam też uwagę na odpowiednie odżywianie, zatrzymuję się na każdym bufecie i odpowiednio uzupełniam zapasy. Na Salmopolu miła niespodzianka, Tadek (członek naszej technical crew) wręcza obiecaną bułę, Czesi z serwisu zajmują się rowerem a Bartek S. i Paweł z Bikelifea strzelają fotki. Czego chcieć więcej. Z bananem na ustach i w ustach kręcę kolejne kilometry, aż w końcu udaje się dotrzeć na metę. Z czasem 5:02 zajmuję 278/359 miejsce open i 6/14 w kategorii.

MTB Trophy


Ficu
Pierwszy dzień walki z Beskidami. Pogoda dopisuje, jest tak jak lubię, czyli ciepło i słonecznie. Cała otoczka drużyny robi wrażenie. Masażyści, mechanik… Czy coś może pójść nie tak? Do miejsca startu zjeżdżam pół godziny przed startem. Po drodze bez żadnego wysiłku wyprzedza mnie zawodnik na rowerze z 29-calowymi kołami. Albo te rowery jeżdżą tak rewelacyjnie, albo ze mną coś nie tak… Na miejscu zdaję sobie sprawę, że moje tylne koło zostało przyblokowane przez zacisk hamulca. Dobrze, że zorientowałem się teraz, a nie w sektorze… Muszę jechać na pożyczonym rowerze od samego Prezesa. Scott Spark z pełnym zawieszeniem. Pierwszy raz mam okazję jeździć w terenie na fullu i od razu mam się na nim ścigać. Lepsze to niż jazda z zablokowanym kołem. Jeszcze tylko 5 minut przed startem wcisnąć się gdzieś do sektora…

W zasadzie na tym mógłbym skończyć opis pierwszego etapu. Zdecydowanie za dużo tych emocji przed startem. Na trasie szybko znalazłem swoje miejsce w peletonie, z rowerem chyba też wpadliśmy sobie w oko (w pedały nie brzmi tak dobrze). Oczywiście na pierwszych kilometrach podczas wyprzedzenia musiałem zostać wyhamowany do zera przez leżące przy drodze ścięte drzewo, także pierwszą krew przelałem dość szybko. Jechałem nawet kawałek z biorącym udział w MTB Trophy mistrzem Nepalu, z resztą zagranicznych zawodników na starcie pojawiło się bardzo dużo. W połowie dystansu niestety daje o sobie znać inna pozycja na rowerze i rozpoczyna się festiwal skurczy, który nie odpuszcza mnie aż do mety. Czasy, kiedy skurcze powodowały, że kładłem się z bólu na trasie na szczęście już minęły, także z zaciśniętymi zębami kontynuuję jazdę. Bufet na Przełęczy Salmopolskiej i doping znajomych dodał mi skrzydeł, jednak jeszcze przed dojazdem na metę tracę kilka pozycji z powodu małego odcięcia prądu. Na trasie spędzam niespełna 3,5 godziny, 25. miejsce OPEN.


Stage II

Mamba:
Dzięki masażom Synergii, olejkowi regeneracyjnemu Artura, makaronowi, który ugotowała mama i warsztatowi Marcina staję dzielnie na starcie drugiego etapu. Tak naprawdę, drugi dzień jest decydujący, pokazuje, jak organizm reaguje na kolejną, nie małą dawkę wysiłku. Wykres przewyższeń przyklejony na ramie czarnego jest nieubłagany – 2400 metrów to sporo i o ile podjazdy, zawsze są męczące, to czeski etap funduje nam równie męczące zjazdy. Dziś na trasie nie ma czasu na odpoczynek. Agrafki z Jaworowego zaliczam z niemałym funem, odpuszczam chyba ze trzy. Tricepsy bolą jednak niemiłosiernie. Kolejny zjazd z Ostrego jeszcze trudniejszy. Dziękuje Bogu, że czarny jest ze mną 120/127 mm daje radę. Na zjazdach mijam rywalki, które już rozpoznaję. Kasia Laskowska (K2) i Iza Cieniuszek (K3) okażą się miłym i wspierającym towarzystwem na trasie. Przez wszystkie etapy ciągle się tasujemy, one lepsze na podjazdach, ja zdecydowanie nadrabiam z górki. Siłą mięśni i woli po siedmiu godzinach i trzynastu minutach docieram do mety. Było ciężko, ale się udało. Drugi dzień za mną. Czeski etap będę pamiętać długo – mamba modląca się o jakiś szutrowy zjazd to w końcu wydarzenie :)

MTB Trophy


Ficu
Marcin, mechanik drużyny, walczył z moim rowerem do późnej nocy, niestety nic nie dało się zrobić. Wymiana hamulca zakończona niepowodzeniem – śrubka mocująca adapter zapiekła się w ramie i nie ma możliwości jej usunięcia bez „ciężkiego sprzętu”. Drugi etap rozpoczyna się i kończy w Czechach. Na szczęście startuje już z pierwszego sektora, także nie muszę tyle wyprzedzać. Swoją drogą dobrze się tutaj czuję obok tych wszystkich wymiataczy z różnych stron Świata…

Podobnie jak wczoraj noga kręci bardzo chętnie. Zarówno zjazdy jak i podjazdy nie należą do najcięższych. Znowu problemem okazują się skurcze, nie tak silne jak wczoraj, ale skutecznie utrudniające jazdę. Na uwagę zasługuje rewelacyjny techniczny zjazd z Javorowego. Zjazdy nigdy nie były moją najmocniejszą stroną, ale zdecydowanie sprawiają mi przyjemność. Tym bardziej, że z rowerem Prezesa zdążyłem się już zaprzyjaźnić i słuchał się mnie nawet lepiej niż mój Scott! Kilka kilometrów przed metą słyszę uciekające z opony mleczko, a pompki brak… Na szczęście Rosjanin, z którym jechałem przez pewien czas, miał w kieszonce koszulki pompkę. Poliglotą to on nie był, ale kiedy na pytanie „Uleciało?” twierdząco pokiwałem głową, zrozumiał o co mi chodzi. Przed metę kilka razy byłem zmuszony do zatrzymania i dopompowania opony tracąc kilka pozycji. Kolejny udany etap w moim wykonaniu, szkoda tych cennych straconych minut na końcówce, ale wynik i tak zadowalający: 4:48 h i 30. miejsce OPEN.


Stage III

Mamba:
Trzeci etap robię z rozpędu. Choć nogi przez pierwsze pół godziny odmawiają posłuszeństwa potem jest tylko lepiej. Morale budują też pierwsze zjazdy. W kamienisto-błotnistych rynnach mijam sporo osób. Na podjazdo-podejściu pod Rysiankę Grześ i Paweł łapią mnie na spacerze z rowerem. Grześ straszy, że zrobi zdjęcie z telefonu i szybko wrzuci na FBka :) Z tego etapu pamiętam tylko genialny singiel zjazdowy z Rysianki, mgłę, która sprawiała, że widoczność była na dwa metry do przodu (klimat był konkretny) oraz węża z wodą na drugim bufecie dzięki któremu można było wyczyścić napęd i nie martwić się o zaciąganie łańcucha. Warto wspomnieć też coś o tętnie. Pierwszego dnia średnie HR to 170 bpm. Jechałam spokojnie, ale stres podwyższał wskazania pulsometru. Drugiego dnia organizm po dwóch godzinach powiedział stop i mogłam już sobie jechać tylko na granicy progu AT, czyli gdzieś koło 154-156 bpm. Średnie wyszło wtedy 152 uderzenia na minutę. Trzeci dzień to odnowa i jazda na granicy LT czyli między 160-170, dzięki czemu średnie znów wyszło koło 160ciu. Trzeci etap to 6 godzin i 27 minut w siodle i znów szóste miejsce w kategorii. Kasia Laskowska lepsza o 13 minut ;)

MTB Trophy


Ficu
Rano nie czuję się rewelacyjnie. Trzy dni na makaronie to dla mnie stanowczo za dużo, nie potrafię zjeść śniadania, co dobrze nie wróży. Od początku jadę podobnie jak na pierwszych dwóch etapach. Kilka kilometrów po starcie razem z grupką około dziesięciu zawodników gubimy trasę i tracimy cenny czas i energię. Po powrocie na właściwą trasę jestem w trzeciej setce zawodników, niedobrze. Szybko staram się nadrobić stracone pozycje i cały czas wyprzedzam. Nie pozostaje to bez konsekwencji, bo już w połowie trasy łapie mnie mały kryzys, który nie pozwala na kontynuowanie dobrej, szybkiej jazdy. Spokojnym tempem kończę etap z niezadowalającym rezultatem: 4:19 h, 50. miejsce OPEN. Na szczęście jako lidera Gomola Trans Airco godnie zastępuje mnie dzisiaj Łukasz Matusiak, który na mecie melduje się 14 minut wcześniej na 24. miejscu. Pięknie pojechałeś, Łukasz!



Stage IV

Mamba:
Królewski etap na Raczę. Królewski bo wykres przewyższeń niczym korona – 2880 metrów w pionie. Osiem godzin osiemnaście minut mówi samo za siebie. Roket Rony 2.25 zdecydowanie nie nadają się na błoto. Zdecydowanie dużo podchodzenia i schodzenia, a graniczny szlak w takich warunkach pogodowych to nieporozumienie.
W czwartej godzinie męki omal nie kończę zabawy z rozwalonym kółkiem. Niewinna gałązka wplątuje się w szprychy i przerzutkę. Niejeden hak tak urwałam niejedną przerzutkę zerwałam. Dobre duchy jednak czuwają i zatrzymuję się w odpowiednim momencie. Trochę siły kosztowało usunięcie owego patyczka, ale mogłam jechać dalej. Żeby nie było za łatwo napęd też odmawia posłuszeństwa, czyszczę go z 15 minut w kałuży, aż dochodzi mnie J. Jabłczyńska. Nie wpływa to dobrze na morale. Przypominam sobie jednak doping chłopaków na pierwszym bufecie, wszystkie masaże Synergi, Marcina, który przez cztery dni dbał by czarny miał się dobrze, Prezesa który wspierał nas mentalnie i jadę dalej. Podjazd pod Tyniok młynkuję i kręcę już prawie w miejscu, ale w końcu osiągam ostatni najwyższy punkt tej wyrypy. Teraz już tylko w dół, bardzo ostrożnie i zachowawczo, wyrąbać się i zakończyć wyścig w tym miejscu było by małym niefartem. Wjeżdżam na stadion szczęśliwa, że to już koniec. Dostaje upragnioną koszulkeę finiszera i szmpana od Artura. Udało się mamba – finisherka MTB Trophy ;)

MTB Trophy


Ficu
Ostatni, czwarty etap kultowej etapówki. Wczoraj deszcz delikatnie dał się we znaki, dzisiaj przeszedł samego siebie. Początek po raz kolejny bardzo pozytywnie, już mam nadzieję na dobry wynik, kiedy powtarza się sytuacja z wczoraj i gubię trasę. Na szczęście nie sam, tylko z grupką trzydziestu innych zawodników… Po powrocie na trasę rozpoczyna się jeden z najcięższych wyścigów jakie miałem okazję przeżyć. Ulewa, masakryczne ilości błota i śliskich korzeni, zaciągający napęd, zimno. Wszystko to przyczyniło się do tego, że moim celem było tylko i wyłącznie dojechanie do mety i odebranie koszulki finishera. Bojąc się zerwania łańcucha większość podjazdów pokonuję na nogach. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dużo na maratonie przeszedłem… Ogólnie katastrofa, psychicznie byłem tak załamany chyba pierwszy raz. Na szczęście deszcze ustał, a ostatnie podjazdy pokonywałem z radością na twarzy. Już nikt nie odbierze mi przyjemności przejechania przez metę i odbioru koszulki finishera! W mękach spędziłem dzisiaj 5:19 h, miejsce 52. OPEN. Porażka…



Epilog

Mamba:
MTB Trophy nie jest zwykłym wyścigiem. To cztery dni walki ze zmęczeniem, pogodą, trasą i z samym sobą. Tu liczy się nie tylko siła mięśni, znaczenie ma przede wszystkim siła głowy. Stając na starcie byłam zupełnie nieprzygotowana treningowo do takiego rodzaju wysiłku. Mimo wszystko udało się przejechać wszystkie etapy i zająć całkiem dobre 5te miejsce w kategorii wiekowej. Dwa dni temu, po przekroczeniu linii mety powiedziałam sobie – nigdy więcej. Dziś patrzę na zieloną koszulkę finishera i myślę sobie - kto wie, co do głowy strzeli w przyszłym roku.

MTB Trophy


Ficu
Wiele nauczyły mnie te cztery dni ścigania. Wynik końcowy jest dla mnie małym rozczarowaniem, ale w końcu głównym celem było samo zaliczenie MTB Trophy. Ukończyłem zmagania z czasem 17:54:53 na 36. miejscu OPEN i 20. w kategorii M2. Wątpię, czy jeszcze kiedyś wystartuję, ale kto wie co człowiekowi do głowy przyjdzie. W tym miejscu chciałbym podziękować przede wszystkim Prezesowi za umożliwienie ścigania na swoim rowerze, Centrum Synergia oraz całej drużynie Gomola Trans Airco za wsparcie!


MTB Trophy

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.